Taka sytuacja. Jestem na imprezie. Patrzę. O! kanapki z pieczonym pasztetem. Myślę sobie zajebiście, bo mam mega ochotę na pasztet, i najlepiej jakby to był pasztet polany czekoladą, ale sam pasztet z oliwką też jest spoko – takie zachcianki 3 miesiąca ciąży. Biorę kanapkę, już witam się z gąską bo biorę gryza. I nagle słyszę zza pleców: „A Ty wiesz, że w ciąży nie można jeść pasztetu”. Kurwa! Osoba, która uważa, że nie ma nic złego w paleniu w ciąży, właśnie zarzuciła mi, że mogę spowodować jakiś nieodwracalny uraz mojemu dziecku pasztetem. Rzucam przelotnie, jak to ja, jakiś żarcik i udaję że wcale się nie przejęłam. Po czym biegnę do łazienki i nerwowo googluję: C Z Y M O Ż N A J E Ś Ć P A S Z T E T W C I Ą Ż Y? I tak przez cały pierwszy trymestr. Co zjadłam, myślę sobie – jak już to zjadłam oczywiście – że wygoogluję i sprawdzę czy można to jeść. Oczywiście najczęściej wychodziło, że nie! Po czym przez kilka dni miałam doła. Płakałam i męczyłam swojego męża wyrzutami sumienia. Najczęściej nie była to wiedza medyczna, tylko wypowiedzi takiego czy owego eksperta, powiem otwarcie, z dupy lub wyczytana na różnego rodzaju forach, gdzie podsycane są zabobony i przeświadczenia ze średniowiecza. I tak przez całe trzy pierwsze miesiące w permanentnej schizie jeśli chodzi o jedzenie. Na szczęście w końcu trafiłam na bloga „Mamaginekolog”, gdzie jest wiedza medyczna na ten temat, czyli jedyna słuszna!
Inna sytuacja. Siedzę sobie, oglądam Youtube i nagle z ust youtuberki padają magiczne słowa: w ciąży nie można używać kosmetyków kolorowych z filtrem, czy coś w tym stylu. Ja pierdole. No ja przecież używam. Na pewno coś zrobiłam mojemu dziecku. To wszystko przenikało na pewno przez moją skórę i spowodowało nieodwracalne zniszczenia w DNA. I myśli to sobie osoba, która studiowała biotechnologię (tak wiem, bez komentarza). Szybko odpalam google i czytałam. Umęczam się. Nie mogę spać bo posmarowałam sobie twarz fluidem z filtrem. Stary już nie może mnie słuchać. Grozi, że zabierze mi internety (a to jedna z największych kar, więc rozumiecie, że musiałam się opamiętać). I tak w kółko. Zaczynam czytać, jakich kosmetyków nie można stosować w ciąży. Wychodzi, że wszystkich, które używam. Jak chciałam sobie kupić żel do mycia ciała, to spędziłam w sklepie chyba 10 godzin przeglądając składy z listą w ręce czego nie wolno. SIC! Wymieniam wszystkie moje ulubione kosmetyki, na takie za miliony. Trochę mi ulżyło i mojego portfelowi również. Dobrze, że stary nie wiedział ile to monet. Na szczęście są też dobre kosmetyki, które można używać w ciąży i nie kosztują milionów. Tutaj polecam Wam bloga „Sroka o…”. Wszystko na temat kosmetyków. Dobrze, jest się zapoznać, zanim kupi się kosmetyki również dla malucha. Ja oczywiście kupiłam najpierw za nim trafiłam na tego bloga i sobie poczytałam to i tamto. Ale czy na serio używając fluidy z filtrem można zaszkodzić? Takie pytanie retoryczne.
Takie przemyślenie ode mnie (bo jestem już hej do przodu, bo to przeżyłam). Nie dajcie się zwariować. Wiem, że łatwo pisać. Sama byłam niezłą wariatką i frustratką na początku ciąży. Nie kierujcie się wpisami na forach, tylko znajdźcie naukowe artykuły w tym temacie, ale po prostu wejdźcie sobie na boga http://www.srokao.pl/ albo https://mamaginekolog.pl/
Nie ma za co.
Całuję,
ELoBaba
6 Comments
Co ty robisz ze swoim życiem sister.
Marcelo 🙂 jeszcze wiele musisz się o życiu dowiedzieć!
Dokładnie tak jest! Wszędzie pełno doradców. Ale my już teraz jesteśmy mądre i możemy się mądrzyć 😁
Dokładnie 😀
A ja jem wszystko I mam to w brzuchu. Dziecko zdrowe zyje I sie Rusza. To sa zabobony
Oczywiście, że zabobony, ale jednak mogą trochę w głowie namieszać 😀